wtorek, 28 września 2010

Lustereczko powiedz przecie.

Lustro, gładka powierzchnia odbijająca światło, dzięki czemu powstaje obraz odbity przedmiotów znajdujących się przed lustrem.
„(...)nawet lustro nie pokaże ci ciebie, jeśli nie zechcesz siebie zobaczyć.”
Roger Zelazny

Odkąd pamiętam ciągłe lustra, zwierciadła, księżniczki po drugiej stronie. Mizdrzenie do szklanej tafli w szpilkach babci, które zdobiły podwórze wklęśnięciami. To takie powtarzalne. Zobacz jak wyglądasz, przejrzyj się w lustrze i zrób coś z tym. Można się udławić. Wpadanie ze skrajności w skrajność, to takie ludzkie. Ucieczki sprzed lustra albo czuwania całodobowe. Lepiej, gorzej, lepiej, trudniej, prościej.

Mówimy, lustra zakrzywiają rzeczywistość, zakrzywiają obraz nas samych, stojących naprzeciw srebrzystości. Błąd. Nim stanęliśmy przed lustrem, zakrzywiliśmy obrazy siebie w głowach. Nie tak trudno do tego dojść, ale uśmiechać się do siebie ze świadomością łusek w głowach bywa gorzej. Lepiej czasami nie wiedzieć, jak bardzo sami po sobie chodzimy, zanim ktokolwiek inny bezceremonialnie nas podepcze.

Nieważne w gruncie rzeczy czy pochowamy, wszystkie lustra, czy wręcz na odwrót- wyłożymy nim wszystkie ściany. Nazbyt surowi obrzydzamy sobie lustra. Wynaturzamy odbicia karząc się niewiadomo za co, ogólnym niezadowoleniem z całokształtu. Tacy jesteśmy biedni i pokrzywdzeni. Żyjemy w poczuciu krzywdy, ofiary i mordercy w jednym. Tylko głaskać nas po głowach i poklepywać znacząco po plecach.

Zabobony spalić na stosie. Winny, czy bez winy niech weźmie kamień i pierwszy rzuci. Niech w proch rozsypią się zakrzywione lustra w naszych wewnętrznych próżniach, a każde następne na powrót stanie się tylko wynalazkiem cywilizacji. Pal licho siedem lat, poza tym może być tylko lepiej.

"Lustro ma zgagę, wszystko mu się odbija. „
Jan Sztaudynger

poniedziałek, 27 września 2010

Cisza na morzu.

Cisza – niekiedy tylko pająk siatką wzruszy,
Lub przed oknem topolę wietrzyk pomuskuje;
Och! jak lekko oddychać, słodko marzyć duszy –
Tu mi gwar, tu mi uśmiech myśli nie krępuje.
C.K. Norwid

Cicho, cichuteńko. Drgania wyczuwane ze wzmocniona siłą. Niesamowicie jest wyłączać jeden zmysł, aby inny mógł działać doskonalej. Konstrukcja idealna. Równowaga stale kontrolowana. Równowaga automatycznie odzyskiwana. Cisza smakuję życiem i śmiercią. Możne w niej odzyskać domniemany święty spokój. Można oszaleć. Obłęd bierze się z niedoboru bądź nadmiaru ciszy.

Uciekamy od ciszy, czy uciekamy do ciszy? Czy gdzieś jest nam bliżej czy gdzieś jest nam dalej? Przechadzamy się zatłoczonymi trasami szybkiego ruchu, żołnierzyki ze słuchawkami na uszach. Czy jest tu miejsce na ciszę? Z jednej strony chaos dnia, krzyki ulicy nakazują nam dozować muzykę do uszu, czy tak szukamy ciszy? Co tu jest ciszą? Co dzisiaj znaczy cisza? Dobrowolnie zabieramy sobie ciszę w pustych pomieszczeniach odpalając co się da. Reklamy znając na pamięć, drażniąc sąsiadów nazbyt głośną muzyczną ucztą.

A co ze studenckimi „cichaczami”, z bibliotekami czytelniami ,pustymi kościołami w dni powszednie, cmentarzami, na których nie ma naszych bliskich, ale gościmy tam częściej niż u żyjących przyjaciół. Czy to jest to? Cisza, by więcej słyszeć, to banał. Banał, ale jaki cudownie aktualny. Myśli stają się takie wyraźne, takie hałaśliwe. Można nimi żonglować, można nimi wykarmić wszystkie zagłodzone brzuchy. Można, można, można, zakochać się w ciszy, by być bliżej swoistego brzmienia życia.

Cisza= samotność, cisza= zbawienie, cisza= rozpacz, cisza= uwielbienie, cisza= krzyk, cisza= rozpasanie myśli. Cisza wykroczenie poza sferę komfortu społecznego, jak i zarówno wkroczenie w strefę komfortu osobistego.

Piękna jest ta niejednoznaczność ciszy. Cisza, cisza…. brzmi tak kojąco.

Cisza na morzu cisza w komnacie,
kto się odezwie ten ściąga gacie!

niedziela, 26 września 2010

O zwątpieniu.

Przekręcasz się na drugi bok. Mrużysz powiekę, to rozwierasz ją do nieprzyzwoitych rozmiarów i czekasz. Sam nie wiesz na co. Czy oby warto czekać, złudzeniami smarować czerstwy chleb i żywić się nimi do syta. Wciąż jesteśmy niesyci i puste mam y coraz nieznośniej brzuchy, a talerz codziennie do cna wylizany. Napełniamy puste brzuchy mrzonkami i mamy z tego wielkie nic.

Na co czekamy, na co Ty czekasz?
Podobno występują zmiany. Zmiany na co? Może na lepsze ,ale równie dobrze mogą i na gorsze. A może być gorzej? Czy to kwestia niedoceniania tego co posiadamy?

Czuliście się źle z powodu, że czujecie się źle? Sądzę , że wielu z tłumu „pospieszalskich „ czuje się tak raz na jakiś czas, dłuższy, krótszy –nieważne, po prostu czuje. Otoczeni przez płacz, śmierć, głód, biedę, smród, wojny, choroby, dzieci w beczkach, gwałty, morderstwa i inne syfy cywilizacji bądź paradoksalnie jej braku. Świadomi drastyczności owej scenerii kłócimy się ze sobą, gdy rodzi się w nas niechęć do siebie, poczucie zwątpienia, beznadziejności. Czujemy się jeszcze gorzej z powodu czucia się źle w takich okolicznościach. Jak gdyby wszystko było jedną wielką kupą, na która jeszcze jakoś się wdrapałujemy, ale zejść z niej ,to nazbyt dużo.

Zwątpienie, cichutko na palcach zakrada się pod nasze pościele, nie ma wstydu, nieproszony wdziera się głębiej niż można sobie wyobrazić. Ujście, szukać trzeba ujścia. A czasami to tylko siąść i płakać przyklejając wzrok do rozlanego mleka. Czy jeszcze zjem dzisiaj posiłek i będę miała sile wytrzeć mleko? Wątpić czy łudzić się, że plamy po mleku się spierają?

piątek, 24 września 2010

Stres jest definiowany w psychologii jako dynamiczna relacja adaptacyjna pomiędzy możliwościami jednostki, a wymogami sytuacji.

Trzy typy reakcji na stres:
Dystres jest reakcją organizmu na zagrożenie, utrudnienie lub niemożność realizacji ważnych celów i zadań człowieka, pojawia się w momencie zadziałania bodźca, czyli stresora.
Eustres to stres pozytywnie mobilizujący do działania.
Neustres to bodziec dla danej osoby neutralny w działaniu, chociaż dla innych bywa on eustresowy lub dystresowy.

Przychodzi od tak, wpycha swoisty brud pod skórę, drapie, gryzie, drażni, wdziera się do żył, płynie we krwi. Bez pytania obezwładnia i ubiera w suknie ze strachu i obaw. Suknia przywiera, i zaciska się na ciele, niczym koszulka ma miss mokrego podkoszulka. Dusi. Chociaż z drugiej strony jest to raczej płonąca suknia z materiałów sztucznych, nieznośnie wżerająca się w skórę. Piecze, pali, boli. I co dalej?

Siły na nią nie ma. Siły aby zerwać ją z siebie i wrzucić do kufra , gdzieś na najwyższym strychu na ziemi. Zapomnieć. Odizolować. Marzenie. Schowasz jeden, zakopiesz, a pojawia się nowy skuteczniejszy, odporny na próby wydrapania z duszy. Można połamać paznokcie, połamać paliczki, połamać wskazówki, przekrzywić czas, ale to tylko chwilowa słabość stresu. On traci przytomność , zapada w krótką drzemkę, a potem budzi się silniejszy, pełen mocy. Doskonale wie co do umacnia, żywi się energią osobnika, którego dopada. Fucking stres. Jestem obezwładniona, ubezwłasnowolniona. Mały, niemały dystres. I co dalej?

Paczka papierosów, jeden za drugim, między drżącymi palcami. Przez moment poczucie kontroli nad czymś. Kontrola dopływu dwutlenku węgla do płuc. Zapalasz, palisz, dopalasz, gasisz. Krótki proces, krótki cykl, krótki okres uśpienia. Niewystarczająco użyteczny. Oszustwo wychodzi na jaw. Co dalej?

Winko. Wódeczka. Piwko. Zdrobnienia, jakby mogły zmniejszyć zagrożenia wtórne związane z alko. Kieliszek, szklaneczka, kufel. Ciemne, jasne, czerwone, różowe, białe, czyste- istna paleta barw. Maluję tęczę. Ile tu kolorów, wszystko się kręci dookoła, dzień świra, chyba usiądę, położę się, prześpię. Tak prześpię się w ubraniu, na podłodze. „Szalenie delikatna jestem na kacu.” Kac plus stres. Dystres do potęgi trzeciej. Erupcja.

Ogłoszenie:
1. Przygarnę Eustresa. W zamian kąt do spania, pół pełna pustki i światła lodówka, możliwość kąpieli. Bez zobowiązań.

2. Oddam w dobre/ niedobre ręce Dystresa, na chodzie, żywotny. Gratis- paczka fajek i wódka.

wtorek, 14 września 2010

O mieszaniu z błotem

Z archiwum.

Lubimy być. Przynajmniej niektórzy z nas. Być bez wgłębiania się w znaczenie owego bycia. Sens, jasne ważna rzecz, ale czas który pochłaniamy na myśleniu o byciu zabiera nam czas na bycie. Co z tym fantem zrobić, zakopać w ogródku i podlewać? Może coś wyrośnie, kto wie. Traktować tu będą o byciu jako o życiu, to moje podstawowe założenie w tym kilkusłowiu, powiedzmy ,że żadnego z tych czynnych czasowników nie stawiam ponad drugim. Synonimy, i tyle w kwestii wyjaśnienia. Bycie jako czerpanie z każdej chwili do utraty sił? Czy bycie( równie dobrze możemy czytać jako życie), jako podstawowe użytkowanie potrzeb fizjologicznych. Bycie w całej swej okazałości, niech zamyka wszelkie egzystencjalne rozwodzenia się i wszelkie kwestie biologiczne, bez biologii nie ma nic.

Wracając do bycia. Być bez udziału pochwały z cudzych ust czy zmieszania z błotem. To jest to. Bez oglądania się za siebie. Za plecy , za którymi ludzie pełni cnót szargają nasze dobre, jako tako, imię. Błoto najwyżej nałożą mi na twarz w Spa, i to jakby nie było za ciężkie pieniądze, których w obecnej chwili nie posiadam. Zabawne, że z tym błotem lubimy podobno, lubimy się mieszać. Inne błoto zaś oblepia naszą godność i wciąga bezpowrotnie na dno paskudnej mazi upodlenia. Bezpowrotność jest jednak względna. Równie dobrze pól życia można stracić, bądź poświecić na oczyszczenie do ostatniej zabłoconej linii papilarnej. Potem to już tylko się przeżegnać, zamknąć oczy, położyć na nocnej szafce testament i dokonało się. Nie weszłam w posiadanie nocnej szafki. Argument przeciw. Dziecinny. Nie jest mi z tym źle, nie jest mi z tym dobrze. Po prostu jest.

A co z pomówieniami, pytam sama siebie. Nie rozdmuchiwać ziaren nieprawdy na pół światu. Odpowiadam sobie. Im więcej się wzbraniamy, tym oni zdecydowanie utwierdzają się do grzechu, który z pewnością oszpecił Twą niewinność. Do grzechu który każe trzymać się z daleka od kościoła, od parków, od innych miejsc publicznych, w których nie wypada bywać osobnikom tak zdeprawowanym. Niech nie patrzą w naszą stronę. Lepiej dla nas.

Co mogą wiedzieć o nas obcy , abyśmy zmuszeni byli, na każde wyplucie naszego imienia wraz z stekiem bzdur z ich ust, reagować żarliwe. Bronić się i wysyłać rakiety z misją ratunkową na wszystkie akty występków przeciw naszemu dobremu szaremu jestestwu.( Pisząc to pozwolę sobie na dygresje, i wspomnę o skojarzeniu z obcym, który właśnie wydostaje się z ciała Signourney weaver- za dużo TV za mało książek. Skoro taki obcy to wymysł ludzi twórczych, to może i my powinniśmy traktować naszych obcych i ich wszędobylskie noski jako wymysły.)Bunt. Bunt jak ktoś tak mógł, czymś takim, komuś takiemu. Po co, dlaczego, czyżbym taka była? Niepewność. Tu zaczyna się najgorsze. Wątpienie w siebie. Odstawienie do zamrażalnika ufność względem samej siebie, żeby nie utraciła świeżości. By móc wziąć ją na przeczekanie i gdy błotna sprawa ucichnie wyjąć skostniałą i próbować się z na siłę. Uwiązać na nowo do skrawka duszy i uwierzyć ,że będzie służyć jak dawniej . Chleb po odmrożeniu tez jest zjadliwy. Dzielmy się wiarą w siebie jak symbolicznym chlebem.

Czy i ile trzeba uwagi przykładać do tego co robią ludzie z naszym „ja”, skoro to i tak nie jest zgodne z prawdą. Wymysły wymysłów. Może lepiej po prostu przemilczeć i żyć jak gdyby nigdy nic. Być jak twórczy ludzie. Wieczorami zaś, chociaż dni też są jak najbardziej na miejscu, dla urozmaicenia chodzić na różne filmy do kina, niekoniecznie wciąż oglądać Obcego. Ile można pytam się ,do urzygu, odpowiadam w jednym zdaniu mieszcząc wszystko co chciałam przekazać.


sobota, 11 września 2010

Podgląd

O wynaturzeniu odbicia swego.

Jakbyśmy się czuli, gdyby postawili nas obok samych siebie, ale tak aby nasze prawdziwe ja, nie czuło obecności krytycznego podglądacza o rysach naszych twarzy? Nie wiem czy znaleźlibyśmy na pierwszy rzut oka coś, co sprawiłoby ,że obudziłyby się w nas wypierwiastkowane do cna okruchy dumy. Bliżej nam raczej do zażenowania, wstydu, poczucia bez celu i beznadziejności. Jak to nazwać skromnością, czy wpisanym w mentalność niskim poczuciem własnej wartości. Jeżeli w ogóle w odniesieniu do siebie stosujemy zwrot „ własna wartość”, „ jestem coś warty”.

Bliżej nam do przykrego zdumienia nami samymi niż do dumy z siebie. Czy to coś wciąż w nerwach, w drżeniu ubrane w formę człowieka, może być mną? Czy taki chciałem być, czy to jest to do czego zmierzałem, dojrzewałem, zmieniałam się? Nie podoba mi się. To musi być żart. Kiepski, bo kiepski ale zawsze żart. Dobra możecie już wyjść, nie nabrałem się, hej! Bez jaj! Już po wszystkim.

Po wszystkich. Tylko stoimy, i tylko patrzymy na następujące po sobie grymasy. I tylko oczy rosną nam do nieprzyzwoitych kształtów, rozszerzają się jakby ktoś dmuchał w ich wnętrzu ogromne balony. Automatyczne ruchy, każdy kolejny krok zaplanowany z wyprzedzeniem dwóch przecznic. Nadmierne skupienie i próba niepostrzeżonego badania środowiska bycia. Czy oni widzą, czy oceniają, czy śmieją, wytykają, pokazują palcami . W zasadzie pewności nie ma, a niepewność wzmaga tylko obrzydliwe i gnuśne uczucie piętnujące spokój ducha? Jakie kojące byłoby zupełne wyzucie z lęków, obaw, trwogi przed tym co przed nam, przed językami współdzierżawców planety Ziemi.

Czy tacy jesteśmy „jacy” jesteśmy? Czy łatwo jest nam odnaleźć zamiłowanie do siebie samych i dostrzec, i docenić siebie w zaciszach naszych świadomości? Czy łatwo jest wyjść z siebie, aby móc być potem bliżej siebie? I czy warto z siebie wychodzić?

Dalibyśmy już spokój rzekłbym sobie. Dałbym już spokój. Psia krew.

piątek, 10 września 2010

Z innej Jan.k i beczki.

Zapraszasz gości. Zapraszasz bo wpraszasz na stałe swojego obecnego. Wiadomo niby Twoje mieszkanie, z lekkim uśmieszkiem Twoje, bo wypadałoby napisać Wasze. Zapraszam i rozkminiasz, myślisz, dumasz –kto ma się lepiej bawić Ty czy on? Zapraszasz swoich ludzi, czy może jego? W końcu, ni mniej ni więcej to w jego intencji będziecie rozpoczynać raut, kolokwialnie polewajke, popijawkę . A co jeśli jego ziomki ,to nie
Twoje ziomki? Nie zostaje nic innego jak dopisać druga intencję, bardziej osobistą, egocentryczną i siebie chwalczą. I wszystko niby się naprostowało, aż tu…

Zaproszenia jej: Ciebie, ciebie i ciebie ,a ciebie nie.
Zaproszenia jego: Jego, tego, ciebie i Ją.
Ona: Ją? Kto to jest „Ją”?
On: Moja była – przełyka kawałek golonki z chrzanem.

Czy powinnyśmy zgadzać się na „Ją”? Czy możliwe jest współegzystowanie eks i obecnej na jednym kawałku podłogi, w jednym i tym samym momencie? Czy musimy lubić ich byłe? Czy musimy lubić być miłymi dla ich byłych? A może wystosować psychofizyczny lep na muchy, pułapkę na myszy i off na komary.
Jak bardzo trudne jest przemienienie niepewności co do byłych na zaufanie i wzajemne uznanie swoich terytoriów i granic. Granic. których nie przekracza się pod żadnym pozorem? Babska solidarność jajników, wierzyć w nią czy nie. I jak bardzo zależy nam na tym aby te granice wyznaczać i kurczowo się ich trzymać? Gdzie zaczyna, a gdzie kończy się wolność w związku o podtytule relacje z byłymi?

Zaufanie. Nie ufasz mi kochana? Ufam kochanie, Tobie ufam…
Zaufanie. Nie ufasz mi kochany? Ufo to ciągle zagadka, naukowcy mędrkują, więc sama rozumiesz.

Dlaczego dla kobiet racjonalnym ruchem w grze terenowej – życie, często jest niewspominanie byłemu o imprezie ,dla dobra mniej lub bardziej humorzastego obecnego. Humorzasty będzie zachwycony i masz spokój na kilka ładnych godzin.

Powiesz schematy, skrajności. Powiem, wiem, ale wbrew pozorom schematy utarte, to schematy wygodne.
Wieńcząc: gdyby tak filozoficznie, pod rękę z Kantem : Postępuj wedle takich tylko zasad, co do których możesz jednocześnie chcieć, żeby stały się prawem powszechnym, to problem (nie)mile widzianych gości rozwiązałby się sam. Ale jak świat światem, filozofów jak byłych od cholery.

Zawsze można być…

Być jak Twój niebyły.
Zaproś byłego,
Nie zaproś byłej.
W kwestiach partnerstwa
to by było na tyle.


czwartek, 9 września 2010

Żigolak –
1. pogardliwie: płatny tancerz w nocnym lokalu; gigolo; fordanser; żigolo; 2. młody mężczyzna czerpiący korzyści materialne ze stosunków seksualnych z zamożnymi, starszymi od siebie kobietami; żigolo.

Żigolak, zupełnie zapomniałam o tym odpowiedniku męskiej dziwki= prostytutki. Chociaż muszę przyznać ,że wydaje mi się jakiś sympatyczny.
Pisząc o dziwce nie chciałam ograniczać się tylko i wyłącznie do świadczenia płatnych usług seksualnych. Żigolak w samej rzeczy staje się wtedy męskim równoznacznikiem prostytutki.

Pro - przed,
Statuere- wystawiać.

Pierwsze próby użytku z tego słowa, nie były kierowane jedynie do „rozdawania siebie” za kasę, czy inne materialne bibeloty. W XVI wieku znaczenie uległo zawężeniu i zamknęło się na „odbywaniu stosunków płciowych w zamian za pieniądze lub inne korzyści”.

Generalnie, nie mam nic przeciwko osobom, które w taki sposób zasilają swój budżet domowy. Nie popieram ,ale nie neguję. Co więcej zastanawiam się kto w takiej relacji konsumenckiej okazuje się dziwką. Sprzedawca czy kupujący?

To Be Continued.

Niewyczerpane.

Z rozmyślań przy jogurtowej milce, po uszy w gównie.

Co znaczy być rozpustną dziwką? czy te wyrazy mogą tak obok siebie stać, tak po prostu jak gdyby nigdy nic? a może to już przesyt ,przesada, dosyt ( od niedosytu ;))?

Rozpustna- określenie dosyć często pojawia się na portalach randkowych, randkowe zamieniam na portale umożliwiające poszerzanie doświadczeń erotycznych, a przynajmniej w formie wirtualnego erotomaństwa piśmiennego. Ale nie podpisze się pod tą jednoznacznością rozpusty. Rozpustnik intelektualny, to błyskotliwy pożeracz wiedzy, inteligentna bestia, która doskonale wie jak wykorzystywać...oczywiście wykorzystywać mózg, swój. I nie tylko, im więcej pomysłów tym więcej rozpusty w naszym życiu o znaczeniu pozytywnym.

Psia krew, rozpustnicy to wzbudza zachwyt, dumę i szacunek w gronie plemiennym. Rozpustnica- zdecydowanie bardziej pejoratywne znaczenie. Chociaż dodałabym ,że pejoratywność wzrasta wraz z siłą przywiązania do mentalnej "szabelki i tarczy" ( za damę serca ten bój i takie tam ble ,ble ,ble). Fuj.
Dziwka-Yo puta. Podobno określenie kobiety lekkich obyczajów. Ale dlaczego kobiety? Dlaczego u licha tak ciężko doszukać się męskich odpowiedników tego słowa. Prostytutka -hmm prostytutek? blada dupa.

Seksizm. Kobiety budzą się z letargu, długowiecznego zresztą, gotowe by walczyć o sprawiedliwość nawet w kwestiach słownictwa. Biel to biel, a czerń to czerń, nieważne czy ma dwoistości w górnej czy dolnej części ciała.

Trzeba zrobić krok do przodu.
Jest dziwka i i jest męska dziwka, i w obu tych przypadkach, puszczanie to puszczanie, zaliczanie to zaliczanie, i wybór to wybór, bez różnić!

Rozpustna dziwka- to dziwka nad dziwkami. na nic więcej mnie nie stać. Może jakieś sugestie?

A może najzwyczajniej w świecie stwierdzę , iż tego tematu nie warto poruszać, bo jak się rusza kupę ,to tylko bardziej śmierdzi. i na tym zakończę żenujący grafomański wybryk procentów w czekoladzie z jogurtowym gratisem.

dla wszystkich zniesmaczonych, przepraszam, jutro usunę albo i nie.